Uczniowie Szkoły Podstawowej nr 1 im. Bolesława Chrobrego Kamieńcu Ząbkowickim ponownie wzięli udział w eliminacjach szkolnych Konkursu Historycznego Wiedzy o Rosji „Białe Noce”.
Do drugiego etapu międzyszkolnego zakwalifikowała się uczennica Zuzanna Tofel, która została laureatką konkursu wojewódzkiego. Jest autorką opowiadania pt. „Rosja, moja matka”.
Tematem przewodnim tegorocznego konkursu była muzyka i rzeźba rosyjska. W związku z pandemią został zmieniony regulamin finału wojewódzkiego. Zakwalifikowani uczniowie musieli napisać opowiadanie historyczne – temat przewodni „Rosja – historia zaklęta w muzyce”.
Wybrane autentyczne wydarzenia i postaci miały stanowić w tym przypadku inspirację do poszerzenia opisów historycznych o zdarzenia i postaci fikcyjne. Wydarzenie lub wydarzenia będące tematem opowiadania związane miały być z tematem przewodnim. Opiekunem laureatki jest mgr Małgorzata Wrońska.
Poniżej treść nagrodzonego opowiadania Zuzi Tofel:
„Rosja, moja matka”
I
Jesień 1801 roku nie należała do najspokojniejszych. Od pomyślnego zamachu na życie mojego ojca Pawła I mijało właśnie pół roku. Pomimo iż nasze stosunki – za sprawą nad wyraz rozbieżnych poglądów – nigdy nie były dostatecznie ciepłe, to moją duszę ostatnimi czasy pochłaniała głęboka żałoba. Niemające miary wyrzuty sumienia stale zakłócały mój sen. Efekty mojego knucia przeciw ojcu przyniosły przecież śmiercionośny efekt.
Prawdą jest, iż do objęcia tronu przygotowywano mnie od kołyski oraz że po trosze pragnąłem obalenia rządów ojca. Tamtej jesieni nie czułem się jednak na to gotowy. Na wypełnianiu obowiązków cara znałem się dobrze, ale myśl o samodzielnym przewodzeniu tej podzielonej krainie napawała mnie nie tyle niepewnością, co przerażeniem.
Nie zdążyłem nawet założyć korony, a już obsunęła się na mnie lawina niedokończonych przez poprzednika spraw. Coraz większa, jasna jak śnieg góra listów usypywała się na stojącym przy biurku stoliczku w dawnym gabinecie mojego ojca w Gatczynie. Spoglądałem na nią codziennie, nieco gniewnym spojrzeniem z zza biurka. Tysiące spraw, skarg i próśb spływało z całej Rosji i to właśnie ja miałem wtedy stawić im czoło.
Moja stale przejawiająca się niegotowość do objęcia tronu odciągała mnie od obowiązków na rzecz eksplorowania tego, co po ojcu zostało. Liczyłem znaleźć jakieś wskazówki; coś co pomoże pewnie stanąć na nogi podczas niełatwej wędrówki w nieznanym kierunku; sekrety sprawnego zarządzania państwem – choć jak mniemam, nie szukałem tych niuansów u przywódcy roku – jakieś „czarne teczki”, może nawet przesłanki, dla których mój ojciec był szczególnie zawistny względem arystokratycznej warstwy społeczeństwa.
Niemałe rozczarowanie spotkało mnie, gdy po wielogodzinnym przeczesywaniu wszystkich możliwych – w mojej ocenie – gabinetowych kryjówek napotkałem jedynie niewybredne listy od tajemniczej nieznajomej. Była one jednak mniej sensacyjne, niż te które przed kilkoma laty rozeszły się po dworze, więc pozostawały zupełnie bezwartościowe.
Jakież zatem ogromne zdumienie musiało malować się na mojej spoconej od wysiłku włożonego w poszukiwania twarzy, kiedy odkładając na miejsce lupę, spostrzegłem, że otwierana przeze mnie szuflada biurka jest w rzeczywistości dużo płytsza w środku, niż to jest widoczne na zewnątrz.
Drugie dno – pomyślałem. Nie pomyliłem się. Ta szuflada była szczególna, jednak bardziej szczególna okazała się jej zawartość. Do tej pory miewam trudności z nazwaniem tego, co wtedy odkryłem. W drugim dnie znajdowały się dwie niewielkie książeczki – tak brudne, wymięte i zatłuszczone kroplami stearyny, że odgadywało się w nich bez trudu ulubioną lekturę właściciela. Po odkurzeniu okazało się jednak, że powieścią one nie były. Tytuł wskazywał jasno „Pamiętnik”.
Podekscytowany znaleziskiem wertowałem je pośpiesznie, starając się określić ich wartość ad hoc. Było to o tyle trudne, że tylko połowa z pierwszej księgi była spisana po francusku… Oszałamiający był fakt, że wszystkie pozostałe stronice zajmuje znienawidzona grażdanka. Rozszyfrowanie – mozolne, ale jednak – przyniosło znamienity skutek. Z nagłówka pierwszej strony zapisanej w zapomnianym języku wynikało, że poszukiwania bliżej nieokreślonej rewelacji zakończyły się bezowocnie.
Nieznana siła sprawiała, że przez kilka kolejnych dni z ogromną trudnością przychodziło mi zapomnieć o „pamiętnikach”. O ile powód ich ukrycia mogłem pojąć, to powód sporządzania ich znaczącej części w języku tałatajstwa już nie.
Dlaczego mój zawsze zachowujący się comme il faut ojciec używał rosyjskiego, podczas gdy w toku mojej edukacji na naukę grażdanki z jasnych względów nie było zbyt wiele miejsca? Rodzące wątpliwości pytanie i silne pragnienie uzyskania odpowiedzi sprawiło, że raz jeszcze spojrzałem na skrywającą tajemnicę stertę papieru obłożonego deskami. Ich obszerna treść, jeśli wierzyć nagłówkowi miała dotyczyć tylko jednej, do bólu skomplikowanej relacji…
II
Z wielkim podekscytowaniem oczekiwałem każdego kolejnego listu przychodzącego z Kuskowa – pisze ojciec – gdyż wraz z listem nierzadko przychodziło i zaproszenie do pięknej posiadłości, znajdującej się właśnie w Kuskowie. Nie tyle sama posiadłość, co wizja unikatowych doświadczeń artystycznych tak cieszyła moją duszę, bowiem dotychczas nigdzie indziej nie było mi dane oglądać bardziej znakomitych oper, niż te w wykonaniu chłopów pańszczyźnianych mojego serdecznego przyjaciela- hrabiego Nikołaja Szermietiewa.
Jego najbogatsza z rosyjskiej warstwy szlacheckiej rodzina zawsze dokładała wszelkich starań w trosce o nienaganność granej na deskach swoich teatrów sztuki- jednak to, czym stawały się one pod czułą ręką Nikołaja czyniło je widowiskami bezcennymi. Nie jest mi znany dokładny sposób w jaki Nikołaj dokonywał w swoim teatrze przeobrażeń chłopów w artystów, choć od czasu do czasu, uchylał mi w tej kwestii rąbka tajemnicy.
Pewnego chłodnego – w końcu pierwszego październikowego – wieczora miałem okazję po raz kolejny doznać istnej uczty zmysłów. Był to tym bardziej szczególny dzień, bo pokrywał się z moimi urodzinami, w dodatku ostatnimi w XVIII stuleciu. Specjalną niespodzianką przygotowaną przez Nikołaja okazała się – a jakże inaczej – opera.
Z góry założyłem jej wyjątkowość, jednak słysząc, że tym co za chwilę ujrzę będzie Aniuta. Poczułem gorycz rozczarowania. Kolejna popularna opowiastka o chłopce, która nie może poślubić swego lubego ze względu na jego zbyt wysoki status społeczny nie była czymś, co mogłoby trafić w moje gusta. Po co tu rozwodzić się nad sytuacją, która nigdy nie będzie mieć miejsca, bo jest z góry przesądzona? Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego arystokracja tak łzawo reagowała na tego typu fabuły, skoro ona sama w prawdziwym życiu nie pozwoliłaby na takie sytuacje w swoim kraju. Żaden rozsądny mężczyzna nie ożeni się tutaj z chłopką.
Usadzono mnie w loży razem z Nikołajem. O zgrzyt między nami tego dnia prawdopodobnie było nietrudno. Mnie nie odpowiadał dobór repertuaru, a mój przyjaciel zachowywał się w sposób co najmniej niezrozumiały. Jego przesadna nerwowość przejawiająca się chodzeniem w tę i z powrotem po loży, jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu doprowadzała mnie do szewskiej pasji.
Nim jednak zdążyłem się porządnie rozzłościć, rozbłysły światła, a na scenę weszła główna bohaterka. Później już jak zahipnotyzowany tylko pochłaniałem kolejne czysto wyśpiewywane przez nią kwestie. Jej uroczo delikatny i zarazem przeszywający ciało głos wprawiał mnie w istne zdumienie! W takim osłupieniu trwałem od początku do końca, z przerwami na dopytywanie: Niesamowity sopran! Kim jest ta niewiasta?
Praskowja Kuzniecowa – jak opowiadał mi z nieuzasadnioną łzą w oku Nikołaj – tamtego wieczoru debiutowała w swojej pierwszej głównej roli. Była jedną z jego najlepszych śpiewaczek. Urodziła się tutaj, w Kuskowie, w chłopskiej rodzinie Kuzniecowów należącej do Szermietiewów – więc gdy tylko Piotr Szermietiew – ojciec Nikołaja – odkrył jej wyjątkowy głos i wrażliwość muzyczną, natychmiast zajęto się sprawą jej edukacji. Edukacja… – odpowiadał za każdym razem hrabia na pytania dotyczące istoty wspaniałości szermietiewowskiego teatru.
Dla kształcenia zdolności artystycznych swoich chłopów sprowadzał najlepszych europejskich nauczycieli. Od najmłodszych lat przyszłe operowe primadonny uczyły się m. in. biegłej znajomości języka włoskiego i francuskiego, a muzykanci odkrywali tajniki zapisu nutowego.
Edukacja… to jednak zdaje mi się nie wszystko. Wielka skromność w tej kwestii nie pozwoliła Nikołajowi przyznać, że to jego wysoce wrażliwa, artystyczna dusza i miłość do muzyki odgrywały w całym tym procesie kluczową rolę. Jako, że moje kuskowskie wojaże z Nikołajem ze względu na moją rolę w państwie nigdy nie mogły trwać zbyt długo, to w podróż powrotną wybierałem się już następnego dnia od przyjazdu.
Tamtego razu, ku mojej uciesze miałem odbyć ją właśnie z Nikołajem, który zobowiązał się przyjrzeć sprawie petersburskich teatrów, aby lśniły blaskiem podobnym do teatrów szermietiewowskich.
Odjazd naszej karocy opóźnił Nikołaj. Zaklinałem go za to w myślach. Tracić czasu nienawidziłem nawet bardziej, niż mój ojciec nienawidził petersburskich fircyków. Jednocześnie miałem nadzieję, że nie marnował go na darmo, mając niecierpiącą zwłoki sprawę. W innym przypadku musiałbym go chyba…
Gdy w końcu na horyzoncie pojawił się rozzłoszczony, ale pozornie gotowy do drogi Nikołaj, odetchnąłem z ulgą. Jakże bardzo się pomyliłem, gdy spostrzegłem, że ten, zamiast do karocy, popędził do wodopoju, gdzie pędziła dwie ojcowskie krowy Praskowja.
Zapytany tuż przed opuszczeniem Kuskowa przez ojca dziewczyny o zgodę na jej zamążpójście hrabia wpadł w furię. Miała już sporo lat jak na chłopską pannę, więc wydanie jej za miejscowego leśniczego ani trochę nie zdawało mi się być złym wyborem. Hrabia zapytał ją, czy tak się sprawy mają, jak je ojciec panienki malował, a kiedy przytaknęła, oświadczył, że nie zgadza się na to małżeństwo: -Nie jesteś do tego stworzona! Dziś jesteś chłopką, ale jutro będziesz panią! – wykrzykiwał.
Mojego oszołomienia nie byłby w stanie opisać wtedy żaden Karamzin. To nie był Nikołaj, którego znałem ja – prowadzący nieco hulaszczy tryb życia; przebywający zawsze w towarzystwie swojego haremu złożonego z operowych śpiewaczek – wielki impresario teatru rosyjskiego. Jego dziwne zachowanie w loży, kręcąca się łza w oku na wspomnienia o tej dziewusze. Odświeżając wspomnienie wczorajszej Aniuty byłem już prawie pewny, jak sprawy stoją: szlachcic ugania się za chłopką. Czyżby on zgłupiał?
Miłostek mógł szukać wszędzie. Chyba ostatnią z rzeczy, której pozwoliłbym mu wtedy dokonać to ożenek, przez który mógłby stracić nie tylko godność, ale i rodzinę. Po raz drugi tamtego dnia miałem ochotę porachować mu kości. Słuchanie wyjaśnień, podczas gdy zbrodnia została popełniona, nie miało dla mnie absolutnie żadnego sensu. Na szczęście wielmożny hrabia, ale przede wszystkim mój przyjaciel, swojej zbrodni jeszcze nie dokonał i podczas naszej podróży mogłem mieć czas, by przemówić mu do rozsądku.
Z nazbyt rozemocjonowanego słowotoku, którym uraczył mnie Nikołaj po zajęciu miejsca w karecie zrozumiałem niewiele. Mówił bardzo szybko, a łzy napływały mu do oczu. Żemczugowa („Perłowa”) – jak nazywał ją hrabia – była dla niego szczególną kobietą. Żywił do niej bliżej niezidentyfikowane uczucia od momentu, w którym po raz pierwszy ujrzał ją na scenie. Z racji, iż był blisko dwadzieścia lat starszy od dziewczyny i niezbyt atrakcyjny, niski i przysadzisty, czasem niedomagający, była ona przez długi czas wyłącznie obiektem jego pożądania.
Praskowja występująca na scenie, to jedno. Była piękna, utalentowana. Była też supergwiazdą rosyjskiej opery. I jego własnością – w końcu cała rodzina Kuzniecowów podlegała Szermietiewom.
Szczerość, miłość do ludzi, stałość, przywiązanie do świętej wiary. Zalety te urzekły mnie bardziej niż jej uroda, gdyż są nadzwyczaj rzadkie – opowiadał mi Nikołaj, który z czasem przestał widzieć tylko to, co można było w Praskowji dostrzec na pierwszy rzut oka. Zaczynając poznawać jej prawdziwe oblicze boleśnie obdzierał się ze złudzeń. Dobre, nieskalane pychą serce Praskowji stopniowo ściągało mu sarmackie okulary przeświadczające go o szlacheckiej wyższości i wyjątkowości.
Żył tak Nikołaj z Praskowją po cichu, mając widocznie w poważaniu to, że skandal wisiał w powietrzu. Tymczasem po niemałej aferze, która wynikła z braku wydania zgody na małżeństwo tej dziewczyny plotki szybko opanowały Kuskowo. Ich dalsza ekspansja była więc tylko kwestią czasu. Na domiar złego, hrabia nie wiedział, czy z Praskowją chce się wiązać. Jego przysłaniające prawdziwy obraz świata okulary wydawały się spadać tylko po to, by za chwilę móc znów wrócić na swoje miejsce.
Było w niej coś, co rodziło wątpliwości za każdym razem, gdy tylko przez myśl przeszedł mu zamiar finalnego opuszczenia jej i przepędzenia skandalu wiszącego nad nim jak czarna chmura. Z tego właśnie powodu ich relacje były co najmniej skomplikowane.
Wspólnym mianownikiem kochanków była niewątpliwie miłość do muzyki. Zarówno hrabia, jak i dziewczyna wyrażali się w niej (choć każdy z nich na swój sposób); była dla nich nieodłącznym elementem życia. Dniami i nocami Praskowja pomagała mu pisać sztuki, przygotowywać aranżacje. Była dla niego inspiracją. Przynosiła mu natchnienie.
Potem on pomagał jej. Gdy nikt nie patrzył przygrywał jej na bałałajce, a ona tańczyła tak, jak czuła. Był to taniec naturalny. Taniec, którego w swoim wysublimowanym otoczeniu hrabia nigdy wcześniej nie widział.
Ona sama, pomimo iż była primadonną opery i znała się trochę na rzeczy – w końcu starannie ją kształcono w kierunku muzycznym – paradoksalnie, wcale nie ukochała sobie rosyjskiej opery, ani nie wkładała całego serca w to, co robiła. Nie pochwalała też sposobu, w który Nikołaj pisał własne sztuki. Według niej było to bezrefleksyjne naśladownictwo tego, czego mieli już pod dostatkiem we Francji. Rosyjska opera, wcale nie jest prawdziwie rosyjską – powtarzała mu do znudzenia. Dla niej francuska maska, którą zakładała na siebie rosyjska arystokracja była pogardą dla rodzimej tradycji. To wszystko to muzyka Francji, nie moja! Nie chcę takiej sztuki. Nie chcę takiej maski – protestowała podczas każdej kłótni Praskowja. Nie myliła się. Każdy fircyk chciał odciąć się od „wstydu”, jaki uważali, że przynosi im rodzimy kraj, jego tradycja, sztuka. Kraj, który w przeważającej części był dokładnie taki jak rodzina Praskowji: nie wykształcony, nieokrzesany, dziki…, ale przecież nieodkryty.
Okres miłości i pokoju mieszał się w ich relacji z okresem wojny, w którym to hrabia odcinał się od swojej chłopki, mając dość jej „rosyjskiego biadolenia”. Taka maskarada bardzo krzywdziła Praskowję, czego ten był świadom. Niszczyło go to równie bardzo, co ją. Nie potrafił jednak wskazać powodu swojego zachowania. Być może było nim to, że akceptując tylko tą „ucywilizowaną” stronę, którą sam stworzył, Nikołaj nie potrafił zaakceptować tej prawdziwej. Pomimo, iż szkolił ją całe życie jej natura wciąż była dla niego… dzika. Ta charakteryzująca Praskowję odmienność na tle iście teatralnego świata hrabiego paradoksalnie sprawiała, że tak bardzo pragnął ją poznawać. Bał się tej obcej natury, stale uciekał przed nią, nie dając się złapać. Uciekał przed Rosją w całej jej okazałości. Jednocześnie jakby znał tą gamę, dobiegała gdzieś z wnętrza. Słyszał ją. Słyszał o niej. I na swój sposób ją kochał.
Ta opowieść przyjaciela wzbudzała u mnie współczucie. Choć przyznaję się do tego niechętnie i szamoczą mną wątpliwości, to zdawało mi się, że sam trochę znam historię równie dramatyczną z autopsji. Może nawet trochę rozumiałem jego fascynację tym, przed czym od czasów Piotra trzyma się całe rosyjskie beau monde z daleka.
Nie wszystko czego pragnie nasze serce jest słuszne, ale skoro to człowiek ustala co jest słuszne, a co nie i jak wiadomo jest tylko człowiekiem – czytaj: nie jest nieomylny – to może nie zgrzeszę zezwalając na to małżeństwo. Niech sobie parnas podnosi lincz. I tak go podniesie, czy to o małżeństwo z chłopką chodzi, czy o to, że mam Kościuszkę za przyjaciela.
III
Z każdą kolejną stroną pamiętnika zaczynałem pojmować o co tak naprawdę chodziło ojcu piszącemu po rosyjsku i Nikołajowi, który chciał, ale nie potrafił żyć z prawdziwą Rosjanką. Oni przez cały czas poszukiwali własnej tożsamości. Całe życie skupieni na odwzorowywaniu w swoim kraju, w swoim domu kultury zachodu, całkiem zapomnieliśmy, jak wyglądają nasze korzenie.
Gdzieś w głębi duszy i oni czuli i ja czuję jakieś drobne pokrewieństwo z tą „prawdziwą” Rosją. Z przerażenia uciekamy od niej – jak Szermietiew uciekał od Praskowji – wstydząc się całej tej części swojego kraju, która nie jest Petersburgiem.
Ten pamiętnik otworzył moje oczy. Pozwolił mi zrozumieć, gdzie zrodziła się nienawiść ojca do szlachty, która żyjąc życiem teatralnym, budowała swój europejski Petersburg wyrzekając się Rosji dzikich stepów.
IV
Z konsternacji, w którą wprawiła mnie lektura pamiętnika ojca wyrwał mnie dopiero trzask drzwi spowodowany przez moją żonę Elżbietę. Doprawdy oszalałeś! Czy wiesz, że zaraz kur zapieje? – krzyczała. Była bardzo zdenerwowana, ponieważ ze zbliżającym się świtem zbliżała się nasza długo wyczekiwana podróż. Ja tymczasem zamiast udać się na spoczynek, spędziłem całą noc pochłonięty w lekturze, pomijając niecierpiącą zwłoki sprawę listów.
Celem naszej wyprawy miał być Paryż. Nie tyle specjalnie mnie fascynował, co był najmodniejszym wtedy kierunkiem. Poza tym, razem z żoną bardzo docenialiśmy francuską sztukę krawiecką i planowaliśmy odwiedzić paryski butik Le Grand Mogol prowadzony przez mistrzyni haute couture i przyjaciółkę mojej żony Rose Bertin.
Jeszcze raz niechętnym wzrokiem spojrzałem na topniejący lodowiec listów. Po nieprzespanej nocy nie miałem już nawet siły, by dłużej kwestionować konieczność ich przeczytania. Chociaż nawet myśl o tym, że już za moment wyruszę z kraju nie była w stanie mnie zmotywować. Ani fakt, że nadawcą pierwszego z trzymanych przeze mnie w ręce tego dnia listów był Nikołaj Szermie…
Tak, nie przywidziało mi się:
„Wasze Impieratorskoje Wieliczestwo.
Piszę, by poinformować, że moja małżonka Praskowja Szermietiewa zmarła śmiercią naturalną przed dwoma tygodniami oraz zapewnić, że dochodzące do Waszej Wysokości informacje na temat rzekomego chłopskiego pochodzenia mojej żony są nieporozumieniem. Małżeństwo, które zawarliśmy za zgodą Jego Wysokości Pawła I Romanowa jest małżeństwem legalnym, gdyż moja żona Praskowja była jedynie wychowanicą kowala Kuzniecowa. Naprawdę zaś pochodziła z polskiej rodziny szlacheckiej Kowalewskich.
Niedługo przed śmiercią kobieta ta powiła mi syna Dimitrija. Proszę, aby został on uznany za mojego jedynego prawowitego spadkobiercę.
Wasz najposłuszniejszy sługa, Nikołaj Szermietiew”
List ten bardzo przypominał mi rozwiązanie intrygi komicznej, którą zresztą kończy się Aniuta: gdy zakochana w swoim panu służąca, może go w końcu poślubić, okazuje się, że ma pochodzenie szlacheckie, a jej obecni, biedni rodzice w rzeczywistości zaadoptowali ją we wczesnym dzieciństwie.
Przymykając oko na bujne wyjaśnienia, do odmowy uznania Dmitrija za prawowitego spadkobiercę po Nikołaju nie było żadnej racjonalnej przesłanki. Nie wiem jaka byłaby moja decyzja w sprawie tego listu, gdyby nie przyszło mi odnaleźć czegoś na kształt pamiętnika i poznać historii jego nadawcy – najpewniej odmowna.
V
Takim to krajem przyszło mi rządzić: podzielonym wzdłuż i wszerz, niemieszczącym się w największe ramy – znanym, ale nieodkrytym.
Tożsamości narodowej w grażdance szukał ojciec, swych korzeni w Praskowji szukał hrabia. I ja sam z moją francuską maską staję teraz na drodze prawdy, choć pogubiłem się w Rosji, jak pogubiłem się w tej historii, która jednakowo zawiła.
Dobry Boże… Nie pozwól mi nigdy zamknąć oczu na to, co prawdziwe. Daj mi rozwagę i odwagę w dążeniu do prawdy. Pozwól, choć cienką nitką połączyć Rosjan…
Aleksandrze… powóz już czeka – po raz kolejny z namysłu wyrwała mnie wparowując do gabinetu Elżbieta. – Oj, już dobrze, przecież idę. Jednak chciałbym pojechać na wschód.
Gatczyna, 1801
Bibliografia:
- Mucha Bogusław, Artyści pańszczyźniani w Rosji,Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, 2016
- Figes O., Taniec Nataszy. Z dziejów kultury rosyjskiej, Warszawa 2007
- Dzieje Rosjan, Pomocnik Historyczny Tygdnika Polityka, 2014
- Bazylow L., Historia Rosji, tom II, Warszawa 1983
- Wiśniewski Grzegorz, Muzyka, teatr, książka w Rosji, Toruń 2018